Babeczki… Tak urocze, że podnoszą na duchu samym swym istnieniem. A kiedy niosę je do pracy, wszyscy oglądają się za mną i pożerają je wzrokiem. Pani w metrze nieśmiało pyta, czy domowej roboty. Jasne!
Mam mało czasu. Pół godziny!! Z ledwością piekarnik się rozgrzeje. Babeczki absolutnie błyskawiczne, potrzebne na urodziny koleżanki z pracy.
Co idzie?
2 szklanki mąki
1 szklanka cukru
1 szklanka mleka
1 jajko
1/3 szklanki oleju
2 łyżki kakao + łyżka kawy rozpuszczalnej
1 łyżeczka proszku do pieczenia
Szczypta soli
Wszystko, prócz czekolady miksuję razem. Tak po prostu. Tylko oleju nieco odlewam, żeby rozpuścić w nim czekoladę. Wlewam ją potem do masy i miksuję znów.
Babeczki wędrują do pieca. 25 minut, 150 stopni. I już! Pachną pięknie. I są piękne, ale proszą mnie o godne przystrojenie. Rozpuszczam więc czekoladę z dodatkiem masła. Od razu puchną z dumy! A truskawki i kolorowa posypka to już w ogóle. Cud!
Szef dzwoni po robocie, żeby dorzucić, że dobrze piekę. Aaa!